Czasem odłożenie pracy na później nie przynosi szkody. Lecz w wypadku baobabu jest to zawsze katastrofa.
Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę
„Nie można zatem rozdzielać rozumu i wiary nie pozbawiając człowieka możności właściwego poznania samego siebie, świata i Boga”
Jan Paweł II, Fides et ratio 16
„Wszystko, co nie jest grzechem, ale co spełniane jest w sposób wolny i odpowiedzialny, jest dla chrześcijan znajdujących się w stanie łaski wydarzeniem tej łaski, częścią historii zbawienia, inspirowaną przez Ducha Bożego…”
C. Rahner

Chcę dobrze żyć. Nie tylko śmiać się, ale mieć radość, nie tylko osiągać cele, ale zmierzyć się z pytaniem o cel mnie samej. I nie chcę tego celu stwarzać, chcę go odkrywać, przeżywać, smakować… chcę wierzyć. Bo wiara dotyka nieskończoności. Dotyka napięcia między tym, czego doświadczam zmysłami a tym, co przeczuwam, co noszę w głębi siebie i spotykam zupełnie poza mną.
Moja codzienność toczy się w wielu sceneriach: w domu, w samochodzie, w pracy, na ulicy, w restauracjach, w towarzystwie innych ludzi… Praca pochłania trzecią część mojego czasu i jest doświadczeniem przedziwnym: dodaje mi najintensywniejszych i najbardziej satysfakcjonujących przeżyć, w dużej mierze kształtuje moje poczucie dumy i tożsamości, a jednocześnie z chęcią się od niej uchylam, marzę o odpoczynku i zrzuceniu ciężaru odpowiedzialności. Traktuję moją pracę poza domem jako zajęcie raczej z wyboru, a jednak także z konieczności. To, co się w pracy wydarza, nie ma fundamentalnego znaczenia, ale daje mi wiele przyjemności. Jednak jeśli muszę dokończyć w domu jakieś przyniesione z pracy zadania, denerwuję się, bo czuję odpowiedzialność za zajęcia domowe. Przy gotowaniu, robieniu zakupów, dowożeniu członków rodziny w różne miejsca, towarzyszą mi dość ambiwalentne emocje – od radości po frustrację. Natomiast robienie porządków, sprzątanie kuchni, pranie, naprawianie rozmaitych rzeczy i utrzymywanie w równowadze domowego budżetu należy do moich mało przyjemnych codziennych czynności. Momenty wielkich wyzwań, kreatywności i zadowolenia, częściej zdarzają mi się w pracy niż w domu. Ale nawet najbardziej satysfakcjonująca praca nie jest w stanie wypełnić mi całego życia. Potrzebuję „czuć” relacje, robić wiele lub cokolwiek z najbliższymi, odpoczywać, słuchać muzyki, odczuwać piękno i „łapać” czas na samotność. Potrzebuję pomyśleć: co czuję? co chcę? dlaczego?
I zmierzyć się z faktem, że wszystko: działanie i odpoczynek, życie towarzyskie i czas samotności – wszystko to jest Spotkaniem, Dialogiem, Słuchaniem. I wynika to z Jezusa – prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka. Hans Urs von Balthasar uważał, że „dla chrześcijanina dwie sprawy są oczywiste: wierze, opierającej się na Wcieleniu, nie wolno uciekać od świata; jednak wierze, która rodzi się całkowicie z inicjatywy Boga, jest zabronione każde usiłowanie wymuszania zbawienia własną mocą” (Światłość świata, Kraków 2011, s. 169). Jest w tej mojej codzienności usilne działanie, by szukać Boga, ale i uważne czuwanie, by nie przegapić jego działania. I taka się czuję jak na drabinie, mocno stoję na ziemi, a chyboczę się ku górze – to mistyka codzienności.

Bóg nie odwiedza mojej codzienności, przychodząc z jakichś miejsc mi odległych, On jest w niej od zawsze, choć nie zawsze milczący. Zaangażowanie w rytm codzienności to zanurzenie w to SPOTKANIA, koncentracja na codziennych zadaniach w otwartości na ŁASKĘ to przyjęcie WCIELENIA. Bóg stał się człowiekiem. Mogę więc żyć, przebywać, działać jako konkretny człowiek, a nie abstrakcyjny ideał, nie czysto religijny człowiek, który pragnie tylko Boga. Jestem człowiekiem codziennych, świeckich i prozaicznych życiowych potrzeb i niepokojów. I jestem bliskim Jezusa Chrystusa (por. C. Rahner, Ryzyko chrześcijanina, s. 60).
Perspektywa zmienia ogląd rzeczywistości, zmiana myślenia prowadzi do zmiany czynów. Zmiana samych czynów to tylko zmiana makijażu. Droga zatem wiedzie od wewnątrz ku temu, co poza mną i z zewnątrz ku wnętrzu. Nie muszę jedynie „nadawać sensu” moim wysiłkom, ja ten sens mogę czytać. Mam narzędzia i nie jestem zdana jedynie na samotną pracę ponad siły. Drogą do odkrycia spełnienia i sensu w świecie, który wydaje się zupełnym chaosem jest przeżywanie obecności Boga w każdym momencie i miejscu w codzienności. Jego Obecność nie wymaga porzucenia życia, pracy, obowiązków, bo je przenika. Wcielony w codzienność Bóg nie jest „ciałem obcym”, lecz Duchem ożywiającym, przemieniającym.
Kiedy doświadczam, jak się wszystko zmienia, to widzę, że Bóg w każdym momencie i miejscu pozostaje niezmienny i na Nim mogę oprzeć swoją tożsamość. Gdy doświadczam wyobcowania i bolesnej samotności, relacja z Jezusem Chrystusem wyprowadza mnie na nowo w świat wartości ludzkich relacji.
Anna Duda
Polecam:
U. von Balthasar, Prawda jest symfoniczna, Poznań 1998.
J. Szymik, Teologia w świecie Pepsi-Coli, Warszawa 1999.
Rahner K., Ryzyko chrześcijanina, Warszawa 1979.
Peter Seewald, Światłość świata, Kraków 2011.
fot. A. Bronakowska



